niedziela, 16 czerwca 2013

Permanent daylight (II)



Blada skóra pleców, kontrastująca z opalonymi ramionami. Tak wyglądam po tych kilkunastu dniach słońca. 


Piękne poranki - śniadania z bazaru, lekkie zawroty głowy od zapachu ryb, serów i świeżych cytrusów. Poranna kawa, bez mleka i cukru. Chwile później odpalam muzykę, każdy dzień przynosi zupełnie inną.


Krótki rękawek faluje na wietrze, kiedy jadę rowerem w stronę Wisły, zobaczyć co dzieje się w centrum wszechświata, czy giełda dalej stoi na swoim miejscu, kto dzisiaj zarobi, a kto straci. 
Bar mleczny oferuje obiad, butelka wody na skarpie w cieniu klonów. Kończę rozdział i ruszam. Zachodzi powoli słońce wracam do mieszkania, zabieram Pawła i idziemy oglądać przejeżdżające pociągi, jak światłami kroją noc. Pod koniec zjadam arbuza, arbuza z bazaru. 

Nawet nocą czuć promienie słońca.


Zbieram kolejne wpisy do dziennika, pojedyncze słowa sklecone na paragonie z biedronki, kolejne zdjęcia tego co mnie spotyka. Nie ma w tym strategii.

1 komentarz: