wtorek, 11 grudnia 2012

poniedziałek, 10 grudnia 2012

czwartek, 29 listopada 2012

sway

Ostatnio sporo krążę po Warszawie. Tramwaje i autobusy nocne, spacery w deszczu. Piwo na murku pod Mariottem, kiep i kawa na Gałczyńskiego, obiad w Złotej Kurce, książka na Placu Unii. 
Nadal jestem turystą zagubionym, szukającym swego miejsca.
Szukam tego miasta, poznaje je na nowo.
Może nie warto mieć na nie sposobu, może trzeba polepić to wszystko na taśmę i wierzyć, że coś z tego będzie. Może nie musi nic z tego wynikać?




poniedziałek, 19 listopada 2012

na pierwszego listopada




Wieczór, poranek i kolejny wieczór.
Zaczęło się na GUSie, szybko przechyliliśmy po jednym z plastikowego kubeczka.
Siedzieliśmy w pawilonach, oni zaczepili, ja spławiłem.
W Powiększeniu zgubiłem czapkę, bluzę i kilka godzin.
Potem, nie pamiętam eksploracji II linii metra, odprowadzania lachonów na Mazowiecką.
Artur się chyba zmył.
Nie pamiętam podróży.
Obudziłem się naprzeciw szpitala MSWiA.
Zjadłem jajecznicę, pizze i coś tam jeszcze.
Popijałem herbatą, myśląc jak rozpierdolić te wszystkie kłódki.
Wyszliśmy na Pola Mokotowskie.
Uczciliśmy ten dzień Colą.
Wspominaliśmy.
Wieczorem wróciłem do mieszkania.

niedziela, 11 listopada 2012

Strefa




 Jak tytułowy Stalker Tarkowskiego poszukuję artefaktów, miejsc mocy, szukam odpowiedzi na dręczące mnie pytania.





środa, 24 października 2012

k = lrz / ld

 Ten wyjazd był przypływem i odpływem. Byłem u samego źródła, aby potem upaść przy ujściu.

Kąpiele na stacjach benzynowych, kąpiel w jeziorze, brodzenie po kolana w rzece, picie prosto ze strumienia, 5l butelki wody ze źródełka, codzienny rytuał rozmów o prysznicu.
Woda była moim spoiwem, tematem i najważniejszą rozterką. Przekroczyłem swój Rubicon.

"Vardar to praindoeuropejski hydronim *sword(o)-wori-, znaczący "czarna woda". Grecka nazwa Αξιός, wywodzi się ze starogreckiego – wartościowy, cenny, gdyż w czasach Homera wodę tej rzeki uważano za najczystszą, najpiękniejszą, z wszystkich rzek świata." Ja ją nadal taką widzę, zbiór tego co najczystsze i najpiękniejsze. Prawda jest zupełnie inna, ale ja jej nie szukam.
Szukam śladów.









poniedziałek, 22 października 2012

z wczoraj


Prosta droga na przekór dawnym granicom.
Tuż nad ziemią rozpościera się mleczny płaszcz, mglista narzuta okrywająca pola i ugory.
W oddali majaczą wciąż te same szerokolistne lipy.
Tylko zmieniające się stacje radiowe dają wymiar tej drogi , świadczą o przebytych kilometrach.
Droga powrotna z zatracenia, a właściwie metafizyczna podróż w głąb siebie.
Jedynie ten kawałek plastiku na przedniej szybie ma znamiona realności, prowadzi nas do celu. Dba o to abyśmy się nie zeszli z raz wybranej ścieżki, zabierając przy tym to co najważniejsze. Straceńczą ucieczkę w nieznane, archetypiczne czucie drogi.

Zza zaparowanej szyby z małym symbolem francuskiej myśli technicznej, przyglądam się wsiom zagubionym na płaskiej jak stół połaci ziemi. Spokój niedzielnego poranka, delikatne słońce, mgliste zakręty, powolutku idący do kościoła ludzie. Obaj czujemy, że to na nas działa. Odurzeni ogromem masywów, górskimi  strumieniami, przesytem ludzi i ich ekskrementów, szukamy wentyla. Spokój Słowacji koi.

Moment i czar pryska.
60 gramowy kołtun piór i kości uderza w przednią szybę. Podbija naszą winietę na dalsze serpentyny.
Filigranowy Ikar, ofiara marzeń zmieciona przez prawie tonowego 22-latka.

Mgła opada, na horyzoncie pojawiają się pierwsze miasta.
Dalsza podróż to już tylko odgłosy drogi i szum stacji radiowych.  

wtorek, 25 września 2012

droga robaka w jabłku

Nie wiem jak wrócić.



















Dlatego uciekam dalej.

środa, 11 lipca 2012

Najprostrze











Bez większej filozofii, tworzę to co dookoła.

sobota, 26 maja 2012

Szkoła podstawowa - Marcin Mruk

Z Marcinem znam się od przedszkola. Albo się go lubi albo nienawidzi.
To zawsze ja byłem tym małym, czasem w roli ofiary z jego strony, czasem to on szedł mi z odsieczą . Rzadko mieliśmy wspólne poglądy jednak zawsze potrafiliśmy się dogadać, często za wykorzystaniem silnych postulatów. Siniaki mnie nie przerażały, to była dobra lekcja asertywności (może ślepego uporu?). 
Gros czasu po szkole spędzałem w jego mieszkaniu, u niego jadłem, u niego grałem, u niego też przygotowywałem wystrzałowy "look" na dyskotekę. W późniejszych klasach u niego ściągnąłem dyskografię Iron Maiden i pierwszego pornosa. 
Czasy podstawówki jakoś nas trzymały razem, potem każdy poszedł w swoją stronę, gdzieś po czasie znowu się znaleźliśmy w tej samej ekipie. Wspólny nielegalny alkohol, wspólne pijackie wybryki.
Gdyby nie odległość to dalej bym u niego przesiadywał i kłócił się, że Edgar Davids to był gówniany piłkarz!

Mój pierwszy przyjaciel.










































Sorry Marcin, że bez ostrzeżenia, że zdjęcia z fejsa Ci pokradłem, że po latach żale wylewam.

wtorek, 15 maja 2012

Podróż za jeden uśmiech

















Wyjechałem planowo o 23:31, a właściwie z 9 minutowym spźnieniem. 
Już na centralnym wszyscy wsiadający byli skazani na korytarz, zaliczałem się do tych szczęśliwców. Kupiłem dwa Królewskie w puszce, od zachrypniętej babki która ciągnęła swój odwłok za krzyczącym PIWOJASNEPILSNERPIWO i położyłem się na ziemi przy drzwiach od pierwszego przedziału. Podróż pociągiem Ustronie na odcinku W-wa - Kołobrzeg trwa około 12 godzin, tym razem 3/4 tej podróży musiałem spędzić na podłodze przy drzwiach od kibla. 
Pierwsze piwo wywaliłem około 3. 
Mimo niewygody było bardzo przyjemnie, nie pamiętam imienia kompana i jego 5 przyjaciółek. Jedyne co mi pozostało w głowie to informacja, że hoduje gady, zaś dziewczyny studiują fizjoterapie.
Druga puszka przyjechała ze mną do Trzebiatowa.