piątek, 23 grudnia 2011

Marzenia

Za dużo w tym niewiadomych, za mało stałych - a ja wciąż staram się coś wykalkulować, zmierzyć, dopasować do równania. Chciałbym, żeby wszystko było takie proste i policzalne, ja - syn matematyczki i budowlańca.
Wolałbym żyć marzeniami czymś co niedoścignione co może się ziścić ale nie musi. Wolałbym przespać takie dni.

http://vimeo.com/33782311

To film w którym nic nowego się nie stanie.

piątek, 16 grudnia 2011

Psycho 01

Doszedłem do  kolejnego poziomu, czysty dokumentalizm zaczyna przechodzić przez kolejne etapy, kolejne metamorfozy. Czasem dochodzi do subiektywnej wizji Wisły, czasem do zupełnie innych dążeń, nie tylko fotograficznych. Tak też pojawia się kolejne zdjęcie, tym razem zupełnie inne od tego co robiłem dotychczas. Tym razem to myśl jest najważniejsza, postawiona teza którą warto rozwinąć i obronić.

Kim dla nas są gwiazdy mediów? Celebryci?
Uosobieniem naszych marzeń, a może lęków?
Postacie fikcyjne, zbudowane z naszych wyobrażeń, mimo naszej świadomości, że to osoby zwykłe.
Budujemy ICH obrazy: bohaterów, błaznów, szwarccharakterów.
Obok świadomości, następuje konsumpcja, konsumpcja dóbr narodowych.

Zbieram ICH śmieci, jak talizmany, jak święte relikwie.
Chcę ICH dotykać, osaczać, obdarowywać, budować świątynie.
Chcę zostać WASZYM psychofanem.


"Świetnie pomyślane z tą zakrytą głową. Bomba. Bardzo prosty a zarazem inteligentny to pomysł jest.

Podoba mi się, bo daje pole do interpretacji. Aż żałuję, że ładniej się nie podpisałem.
Koniecznie kontynuuj. Musi być np. Doda.
To jest coś, co można odczytywać, jako chęć namaszczenia przez celebrytę. Jak tak podnosisz ubranie, to trochę wygląda jak świadectwo kontaktu seksualnego. No różnie można odbierać.
W ogóle byłoby tez fajnie jakbyś leżał nago na łóżku i na Tobie oraz pościeli były podpisy Dody z datą, Borysa Szyca z datą. Choć on to może by się bał gejowskich skojarzeń." - Mariusz Szczygieł


Tak panie Mariuszu, kocham pana.

niedziela, 11 grudnia 2011

Nie mam nic

Stan wolności, brak pieniędzy, terminów, pracy
Wszystko się kończy wraz z końcem roku
Kiełbasi się życie, ale to dobrze, inaczej nie da się oddychać
W tyglu mieszam kolejne składniki, kolejne osoby i przeżycia
Kolejne landszafty przewijają się, część mija, inne pozostają
Tak mija kolejny rok, pierwszy rok który próbuję rozliczyć
Niestety wychodzi pod kreską, ale tak też lepiej zacząć kolejny
Bez hurraoptymizmu.

czwartek, 1 grudnia 2011

Psycho 00

"Jak na kogoś komu jest tak źle wyglądasz całkiem dobrze
Wysoko gdzieś w rankingach odrzuconych połączeń
Ile tak się da na baczność nawet spać
W myślach ten wyścig wygrywać bez zadyszki
Ręka do góry kto chce mieć lepszy czas - na setkę 
Kto palec trzyma wciąż na wciśniętym klawiszu - FF

Jak na kogoś komu jest tak źle wyglądasz całkiem dobrze
Jeden zbędny ruch i znowu nie nadążasz
Ile tak się da na plecach czuć czyjś oddech
W głowie ciągle miga tetris na czternastym poziomie


Ręka do góry kto chce 
Kto palec trzyma wciąż
Ręka do góry kto chce 
Kto palec trzyma wciąż

Ręka do góry kto chce mieć lepszy czas - na setkę 
Kto palec trzyma wciąż na wciśniętym klawiszu - FF (x6)"


Cool Kids of Death - Karaibski






Mam psychofanów, sam jestem psycho.

niedziela, 27 listopada 2011

Współczesność ramienia

  Coraz częściej przekonuje się, że sztuka wyszła z galerii, a co niektóra nawet nie miała ochoty tam trafić. Jestem mega zajarany nieudolnymi napisami na murach, rozpierdalającymi się altankami działkowymi czy choćby tym przepięknym domkiem na drzewie (ni to domek dla dziecka, ni to kryjówka bezdomnego, jakaś przedziwna hybryda, obiekt galeryjny wciągnięty na drzewo).



 Performatywna pogoda. Gęsta jak mleko mgła nad Krakowem, uciążliwa mżawka w Warszawie. Szurające w okno wiotkie gałęzie czy choćby muzyka wydawana przez skład TLK Kraków - Warszawa dla mnie to wszystko ma sens, jakąś pierwotną kreacje. To może być brednia i wywarzanie już dawno otwartych drzwi, ale ja w to całkowicie wierze. Wierze, że wystarczy wyciągnąć ręce i czerpać z tego co daje nam teraźniejszość.




piątek, 25 listopada 2011

Wracam na brzeg

8 pobudka, ledwo co widzę na oczy ale wstaję, ubieram się i zastanawiam czy już powinienem odpalić komputer? W myślach odpowiadam sobie, może najpierw herbata i jakieś tam śniadanie. Zanim woda się zagotowała ja już trzykrotnie sprawdziłem co słychać u Wojtka Skrzypczyńskiego w sieci. Słychać niewiele może to i lepiej uda mi się szybciej wyjść, jeszcze tylko muzyka, bo co to za śniadanie bez soundtracku. Zęby też myję przed monitorem, scrollując Gazeta.pl. Ale już czas się odciąć, czas wyjść i zrobić coś sensownego. O jest na Facebooku to może jeszcze zagaje, tak rzadko możemy pogadać i tak mija mi godzina 11.
Miała być mgła unosząca się nad Wisłą, a było słońce w zenicie. Powroty są ciężkie, niby jest chęć, ale ciężko wykonać jakiś gest. Mi się udało, ledwo się udało.

Powrót Wisła, jest wypadkową składania zgłoszeń na rezydencje, porządkowaniem zdjęć i sklecania portfolio.
Dopiero po kilku miesiącach zobaczyłem, że ten materiał może wyjść całkiem nieźle, teraz trzeba dorobić ciąg dalszy. 


Co zrobiłem małym aparacikiem na gównianym filmie z Rossmana.









poniedziałek, 14 listopada 2011

Niekoniecznie potrzebna wiadomość

  Tegoroczny listopad buja jak 5 bania wiśniówki. Każdy dzień jest zupełnie inny, każdego dnia dochodzą zupełnie inne emocje. Mieszają się jak soki trawienne z nędznym obiadem przygotowanym na prędce, czasem chce się rzygać, czasem biorę dokładkę. Człowiek chciałby się rozliczyć, pozbyć tej pijackiej czkawki i sprawdzić czy ma już wystarczająco dobrych uczynków, ażeby trafić do nieba.
  Ale tak musi być, na tym to wszystko polega, trzeba czekać i brać w tym udział w tym co niewiadome. Bo bierność nie przyniesie rozwiązania. Taka moja droga do rozwoju. Wiem, że to pcha mnie do przodu, może i minimalnie ale ja się na to godzę. Jadę dalej, zza zaparowanej szyby oglądam krajobrazy i ludzi którzy pozostaną mi obcy.


wtorek, 8 listopada 2011

Nie spierdolić i trzymać się swojego

Przyszedł czas na pracę dla siebie i innych, tym razem to co robię może zaistnieć nie tylko dla mnie i u mnie.
Powolutku idzie tak jak trzeba, Targówek to nie regres to obrót o 180 stopni. To obrót który był potrzebny, żeby zacząć myśleć pozytywnie. Zacząć myśleć, że wszystko będzie dobrze, jakkolwiek ma się to wszystko potoczyć. Bo Skrzypczyński jak chce, to potrafi.

Jednofotowa zajaweczka, bo zaczynać trzeba małymi krokami.

środa, 26 października 2011

Powrót na koniec

Będąc w Berlinie, nie niszczyłem jedynie organizmu alkoholem etylowym, większości czasu niszczyłem ale mimo to znalazłem czas na wystawę. Kuratorską wystawę Images of Terror w C/O. Super konceptualne spojrzenie na obrazy jak i same zdarzenia które owe zdjęcia przedstawiają.

W tymże C/O strzeliłem sobie w oryginalnej maszynie z lat 60 zdjęcie, ażeby jakoś upamiętnić ten podły wyjazd.


Oksana powiedziała, że trochę przypominam skazańca ze zdjęcia Gardnera. Chyba jej chodzi o stan umysłu.

poniedziałek, 24 października 2011

Obok lepszej Warszawy

Zmieniłem mieszkanie, wraz z tą zmianą przyszły inne, inny komfort, inne życie, inny współlokator. Wszystko zmienia się na gorsze, nawet jesień nie oszczędza. Wrastam w nową szaro-fioletową rzeczywistość.








Totalny regres.

sobota, 22 października 2011

Romans z Europą: Cofnięty początek

Pierwsza była Bruksela, pierwszy zachodni wstrząs jakiego doznałem. Na ulicach francuski, w galerii francuski, a ja z hard slavish accent staram się coś zjeść. Chińczyk był przedni do tego najtańszy browar i tak pokrzepiony ruszyłem na wystawy.
Za dużo już powiedziałem o Bozarze, w tym wypadku słowa nic nie znaczą.

Cudownie było błądzić po uliczkach i cieszyć się czasem sprzędzonym w galerii.
Wiem, że powinienem tam wrócić.







Zdjęcia ułożone według chronologii wydarzeń. Ostatnie zdjęcie to ucieczka Mini Cooperem do Paryża i tak cofamy się do poprzedniego wpisu. Cofam się do przodu.

poniedziałek, 17 października 2011

Romans z Europą: Pari Pari

Pięć dni poszukiwań recepty na zagubienie i barierę językową. Pięć dni które nie przyniosły odpowiedzi. Wielki świat, wielki brud, kicz i różnorodność. To miasto jest słodko-kwaśne jak najdroższy "chińczyk" jakiego zdarzyło mi się jeść.














niedziela, 16 października 2011

Romans z Europą: Berliner romanze

Idąc do tyłu, a właściwie idąc na wspak, pojawia się składka z Berlina (Berlina który był ostatnim przystankiem na mojej drodze). Zapach wódki, szczyn i cebuli (polskiej cebuli). Wszystko wyszło jak zwykle, ale powrót był mimo to pozytywny.

niedziela, 24 lipca 2011

Pierwsze próby pierwszej

Nowa szkoła, nowe myślenie, nowy materiał i kolejne próby ogarnięcia się.
Bo zrobienie czegoś o najbliższych zawsze wydawało mi się najcięższą przeprawą.














Ostatnio mam zapędy florystyczne, może to i dobrze, że odpoczywam od ludzi.